CHARAKTERYSTYKA SZTUKI O KRAKOWIAKACH I GÓRALACH W OPRACOWANIU STANISŁAWA WASYLEWSKIEGO



"Jak kiedyś przed wiekami Mikołaj Rej nauczył Polaków pisać po polsku, tak teraz Bogusławski nauczył ich - śpiewać po polsku na scenie" [43] - pisał Stanisław Wasylewski o autorze "Krakowiaków i górali".

Propozycję ponownego opracowania tego utworu Wasylewski przyjął bez namysłu. Zaproszony przez dyrekcję Państwowego Teatru Polskiego we Lwowie do zrobienia przeróbki tekstu i porównawszy "Cud mniemany" z "Zabobonem" Jana Nepomucena Kamińskiego postanowił pozostać przy operze Wojciecha Bogusławskiego, "która jedynie nadaje się do ożywienia i odnowy, która - co więcej - domaga się i woła o przypomnienie" [44]. Adaptacji dokonał w 1941 roku, nasycając tekst szeregiem intermediów oraz wstawkami aktualnymi. Tym opracowaniem opiekowała się również Wanda Wasilewska, ówczesny kierownik literacki teatru.

Premiera "Krakowiaków i górali" Stanisława Wasylewskiego odbyła się 20 VI 1941 roku w Teatrze Polskim we Lwowie. Scenografię opartą na wzorach ludowych, bardzo kolorową i funkcjonalną, opracował Stanisław Cegielski. Przeznaczono sto tysięcy rubli na kostiumy dożynek, wesela chłopskiego i zbójników. Sylwester Czosnowski zajął się kierownictwem muzycznym. Oparł się on głównie na melodiach Kurpińskiego, ale połączył także pewne motywy Stefaniego i autentyczne pieśni, tańce ludowe. Stefania Łobaczewska pisze o tym widowisku: "Jak wiele przyjemnych niespodzianek czekało na tym wznowieniu "Krakowiaków i górali" widza teatralnego, który interesuje się takim spektaklem bliżej od strony czysto muzycznej. Przede wszystkim - co za żywotna dziś forma, taki wodewil muzyczny (...) Wodewil - to ramy tak giętkie, że zdołają pomieścić bez naruszenia jednolitości także i nowe elementy, pod warunkiem, by one podchodziły swym stylem muzycznym do stylu całości. Opracowanie Czosnkowskiego jednolitości tej zasadniczo nie naruszyło. Jest proste, w instrumentacji trzyma się przeważnie wzorów oryginału. Tylko niektóre melodie ludowe uderzają swą muzyczną budową i podkładem totalnym jako bardziej "śmiałe" w stosunku do tych, których użył Kurpiński (...) Aktorzy lwowscy utrafili przy tym we właściwy ton, nie wpadając w przesadę, dzięki temu utwór zachował wiele swoistego uroku i świeżości, był żywym dziełem muzycznym, ale nie eksponatem muzealnym. Przy tym przyjemnie było widzieć, że Teatr Polski też ma własną, choć małą orkiestrę i chór, który bardzo poprawnie wywiązał się z zadania". [45]

Tadeusz Boy-Żeleński twierdzi, że "Teatr Polski uczynił wszystko, aby rzecz wypadła jak najlepiej - mimo szczupłości sceny, tak bardzo niewystarczającej technicznie dla jej wszystkich zadań. Odczuwało się w każdym szczególe czujną pracę reżysera Dąbrowskiego. A praca była nie lada, bo z aktorów trzeba było - przy pomocy Czosnowskiego, Wojnarowicza, Faliszewskiego, speców od muzyki i tańca - zrobić śpiewaków i baletników, dać całości właściwy styl, w miarę prosty, w miarę sztuczny, wypracować sceny zbiorowe do najdrobniejszych szczegółów. Rezultat był doskonały; czuć było pracę i zarazem nie było jej znać o tyle, że utonęła w swobodzie i wesołości widowiska. Mam wrażenie, że aktorzy bawili się nie gorzej od publiczności. W ogóle aktorzy lubią od czasu do czasu takie sztuki. Bo zwykle dane jest im pracować tylko częścią swoich talentów: po prostu mówią, chodzą... A ot okazuje się, że w każdym bez mała w nich siedzi kawałek utalentowanego tancerza, mima, śpiewaka." [46] H. Chaniecka w roli kochliwej Doroty ujawniła swój osobliwy temperament. Pasierbica Basia - J Karpińska - umiała być pyskata z wdziękiem. T. Surowa okazał dużo siły komicznej w roli Jonka; niezawodnym komikiem był J. Leliwa, który rozśmieszał publiczność każdym odezwaniem się Miechodmucha. Nowosielski jako Bryndas budził obawę, że dojdzie do rozlewu krwi. Sylwetkę Stacha kreował J. Wyszomirski, który wykazał się wiernością i cnotą, opędzając się zalotom Doroty i wytrwale walcząc o swoją Basię. T. Woźniak - Bardos - szczęśliwie umiał wydobyć naiwny wdzięk roli młodego studenta. K. Lewicki grał postać Bartłomieja. "Mnóstwo jeszcze osób brało udział w tym miłym przedstawieniu; trzeba (...) pokwitować trudy zbiorowym komplementem, na który zasłużył również w całej pełni twórca oprawy scenicznej Stanisław Cegielski. "Elekstryka" działała bez zarzutu." [47]

Hitlerowcy wtargnęli do Lwowa już 28 czerwca. Kolejne przedstawienia wystawiono 21, 22, 23 VI mimo nalotów i bombardowań, a ostatnie spektakle dane 26, 27 VI zawierały już tylko fragmenty "Dożynek" i "Wesela", gdyż zbliżające się walki i naloty samolotów niemieckich uniemożliwiły dokończenie widowisk. "Wojna niemiecko - radziecka - wspomina Stanisław Wasylewski - przerwała znów, jak ongi za Kościuszki i potem - księcia Józefa, nowe życie wodewilu ojca sceny polskiej." [48] Aktorzy w kostiumach, ucharakteryzowani, musieli uciekać do swoich domów. "Na podwórku teatralnym - pisze reżyser sztuki Bronisław Dąbrowski - gdzie początkowo gromadziliśmy się w rozterce i zmieszaniu, stała pani Wanda Wasilewska już w mundurze wojskowym, z karabinem w ręku, do ostatniej chwili troszcząc się o ewakuację najbardziej zagrożonych aktorów". [49] "To jedno jest pewne - notuje Stanisław Wasylewski - że wszyscy staraliśmy się usilnie uprzystępnić widzowi dzisiejszemu starą sztukę napisaną przed stu kilkudziesięciu laty przez człowieka, o którym powiedziano: "Krzywdzące scenę mniemania umorzył, pisał, grał i grających na czas przyszły stworzył". [50]

"Krakowiaków i górali" Stanisław Wasylewski podzielił na trzy akty. Pierwszy akt tworzą dwie odsłony. Podobnie tekst Wojciecha Bogusławskiego w opracowaniu Kucharskiego składa się z czterech aktów. Fabuła obu utworów jest zbliżona, aczkolwiek zrezygnował z niektórych scen i wprowadził nowe. Analogicznie przedstawił dwie grupy regionalne - krakowiaków ze wsi Mogiła i napadających na nich górali. Spór dotyczy córki młynarza - Basi, która została przeznaczona Bryndasowi przez zakochaną w narzeczonym Basi (Stachu) jej macochę Dorotę. Bójkę wynikłą z porwania bydła przez mszczących się za udaremnienie zaręczyn górali rozstrzyga na korzyść Krakowiaków ubogi student Bardos, posługując się machiną elektryczną. Doprowadza on również do zawarcia małżeństwa Basi i Stacha oraz Zosi i Jonka.

Ostatni obraz poświęcony weselu stał się rewią i pokazem rozmaitych form obrzędowych i tanecznych. Wasylewski dodał do tekstu Bogusławskiego oczepiny, sprzedaż panny młodej, kupowanie różdżki weselnej, bachuski, wprowadził trojaka, kujawiaka i zbójnickiego. Autor ożywił końcowe sceny zbiorowe sztuki, stworzył więcej okazji do wydobycia folkloru, obrzędów, prostoty chłopskiej w stosunku do bogactwa w myśl wyraźnych tendencji progresywnych Wojciecha Bogusławskiego.

Jak wykazały badania z zakresu folklorystyki literackiej, nowość "Krakowiaków i górali" polega na bezpośrednich powiązaniach z poezją ludową. Wywodzi się ona z tradycji pastorałki, "ludowej opery". Postaci chłopów przypominają w niektórych przypadkach ujęcia właściwe dla pasterzy z szopki, kolęd. Nawet I scena sztuki, wypatrywanie mających przybyć Wisłą górali przez Stacha i Jonka, siedzących na wierzbie, nie została zarysowana w tradycyjnej konwencji sielankowej. Stanowi analogię ze sceną "czuwania" z ludowej pastorałki. Górale wchodzą dopiero w II akcie z darami i muzyką podobnie jak w szopce: "Słychać naprzód muzykę góralską, a wkrótce przypływają dwie krypy z góralami i góralkami, niosącymi różne rzeczy, jako to: ser owczy, ryby suszone, kwiczoły, szpaki i bryndzę. Muzyka ich składa się z piszczałek, jednego bębna, trąby, drumlów, na których grają przy wysiadaniu z kryp, i idą do wioski, śpiewając wszyscy". Stanisław Wasylewski wprowadził do utworu motyw ubogich darów, parafrazując tradycyjny dialog pasterzy przed wyruszeniem do szopki:

"A panu, panie Bardos, podzięka scególna...
Żeś nas pogodził..."

Chłopi składają prezenty (kożuch, buty, płótno, pas, pół kopy jaj, relikwiarzyk) ubogiemu studentowi za to, że pogodził zwaśnionych, uchronił ich od rozlewu krwi. Ta zapożyczona scena hołdu oznacza kult wobec społecznie użytecznej mądrości.

Bogatym związkom folklorystycznych "Krakowiaków i górali" poświęca artykuł Czesław Hernas, w którym pisze: "Stylizacja, jaką stosował Bogusławski wyjątkowo tylko dopuszczała cytat (literacki a nie folklorystyczny). Nie poczynał sobie z folklorem tak śmiało jak Karpiński, który niemal wiernie wprowadzał do wierszy dłuższe cytaty ludowe, nie wysuwał też na plan pierwszy wzoru językowego pieśni ludowej, jak Kniaźnin i Kołłątaj. Sam stworzył potoczne rozmowy prostaków. Ale w ariach, czy w poetyckim zwrocie wprowadzał oświeceniową stylizację polegającą na odnajdowaniu "podobieństw w naturze czerpanych" (określenie Kołłątaja). Wypowiedź gwarowa łączyła się u Bogusławskiego z wprowadzeniem do tych formuł folkloru, jakie uważał autor za tradycyjne, narodowe, ludowe". [51] Bogusławski starał się, aby jego bohaterowie mówili własnym językiem, aby tę odrębność dostrzegła widownia.

"Stanisław Wasylewski - pisze o autorze "Krakowiaków i górali" Tadeusz Boy-Żeleński - sięgnął do pierwszego źródła, do samego Bogusławskiego, zachowując jego fabułę razem z elektryką studenta Bardosa, zachował tę wesołą, swobodną wieś krakowską (...) Ale powściągał też fabułę, nazbyt już chwilami naiwną, do minimum, przetykając ją w zamian obficie folklorem, przydając obrzędów, pieśni i tańca, ile się zmieści, a nawet trochę więcej. Ale nikt z widzów nie skarżył się na ten nadmiar". [52] Autor nowego opracowania sztuki zaczerpnął materiał z bogatej skarbnicy folkloru polskiego, zgromadzonej przez Oskara Kolberga oraz ze starych śpiewników góralskich. Wydobył z zapomnienia tańce i przyśpiewki obrzędowe, zmieniając często zbyt już osłuchane melodie na wiązankę motywów ludowych.

Stanisław Wasylewski w I akcie wedle obyczaju opisał święto ukończenia żniw od ofiarowania pierwszemu gospodarzowi wsi Mogiła wieńca dożynkowego uplecionego z pszenicy i żyta, ozdobionego kwiatami, owocami i wstążkami. Autor poprzez wprowadzenie czysto polskich motywów ludowych zdradza znakomitą znajomością folkloru; świadczą o tym obraz poświęcony zaślubinom Basi i Stacha oraz elementy folkloru tatrzańskiego ("zbójnicki"), harde piosenki góralskie.

"Krakowiacy i górale" Stanisława Wasylewskiego, zręcznie powtarzający wiele motywów granych w teatrze stanisławowskim, lecz nadal aktualnych, odznaczają się komiczną werwą i dynamiką akcji. Decyduje o tym specyficzny rodzaj humoru, a zwłaszcza motywy zwyczajowe, obrzędowe, obrazowość mowy i ludowa gwara. Tradycyjna chłopska ceremonia ślubna, drużby, prezenty i błogosławieństwa, tańce i śpiewy - folklor stwarza aurę swobodnej, dziarskiej egzystencji ludzkiej, nastrój pogody i dobrej nadziei na przyszłość.

Dokładna analiza dialektycznych osobliwości zawartych w "Krakowiakach i góralach" pozwala stwierdzić, iż Stanisław Wasylewski przyswoił sobie znaczną ich ilość i pokaźny ich zbiór zamieścił w stosunkowo szczupłych granicach utworu. Język "Cudu mniemanego", mimo iż uwzględnia pewne różnice gwarowe w obrębie dwóch odmiennych grup etnicznych, jest językiem ludowym, ogólnopolskim. Autor wykazał duże wyczucie językowej rzeczywistości. Zasadniczą różnicą językową utworów Wasylewskiego oraz Bogusławskiego jest fakt, że ten pierwszy nie zabłądził w zakresie marzenia i nadmiernie jego zasięgu nie rozszerzył. Uchronił się w ten sposób przed dziwolągami językowymi.

Stanisław Wasylewski przypomniał "Krakowiaków i górali" Wojciecha Bogusławskiego na scenie lwowskiej w 1941 r., pozostał zasadniczo przy tekście "ojca teatru polskiego", który jedynie ożywił i odnowił. "Znalazłem się - pisze autor - w miłej, pasjonującej chwilami sytuacji muzyka, który wziął na warsztat starą melodię i ujęty jej urokiem, harmonizuje ją na nowo: koryguje jedną i drugą frazę, modernizuje akompaniament, przyśpiesza tempo. Wystarcza czasem w "Cudzie mniemanym" oskrobać trochę pleśni, skrócić męczące dłużyzną dialogi, usprawnić monotonię niewybrednego wiersza, a wyłoni się pierwszorzędny komizm konceptu albo całej sytuacji (...)". [53] W sumie stworzył z różnych elementów żywe i barwne widowisko. Nieznacznie określił przyrozwlekłą, naiwną fabułę wodewilu, dodając realistycznego wyrazu, nie wychodząc jednak zbytnio z ram utworu i nie wypaczając intencji Wojciecha Bogusławskiego. Na cześć tego pierwszego rewolucjonisty literackiego, który otworzył obyczajowi ludowemu drzwi do teatru, Wasylewski wzmógł i spotęgował jeszcze jeden element sztuki - folklor. W trafny sposób przesycił "Cud mniemany" opisami dożynek i wesela krakowskiego, mocno podbudował gwarę podkrakowską. Obraz poświęcony weselu stał się pokazem rozmaitych form obrzędowych i tanecznych. Autor rękopisu zmienił dość szablonowych górali w harnasiów-rozbójników, co zaszkodziło wodewilowi. "Jak na tej operacji wyszli Krakowiacy i górale? - zapytuje Tadeusz Boy-Żeleński w ostatniej recenzji, jaką w życiu napisał - rozmaicie. Krakowiacy trzymali się dzielnie. Cała tężyzna, jaką w zadziwiającym poczuciu przyszłych Bartoszów Głowackich, bujność tej wsi, temperamentu, humor wraz z barwnością strojów, strzelistością pawich piór - wszystko to zachowało się doskonale (...) Osobliwe wrażenie robią niektóre piosenki i język starego Bogusławskiego, gdy wiemy z historii literatury, że w tej sztuce po raz pierwszy przemówił ze sceny naszej chłop - nie sielankowy, nie konwencjonalny, ale prawdziwy, mówiący swoim codziennym, chłopskim językiem. Dziś ten chłop i ten język wydaje się nam dość "sielankowy", ale dla rokokowych uczestniczek warszawskiej premiery było oczywiście inaczej. Toteż trzeba było tekst Bogusławskiego poddać lekkiej kuracji odmładzającej. Tutaj Wasylewski doskonale wywiązał się z zadania, przydając ostrzejszego smaku językowi, odnawiając dowcipy, to znów robiąc ze studenta Bardosa rodzaj "conferenciera" sztuki (...)" [54] Ale nie wszystkie elementy znalazły równe uznanie w oczach recenzenta. Górali krytykuje zasadniczo: "Wasylewski robi z tych górali "harnasiów" całą gębą, pysznych, popędliwych, zawziętych, strojnych, zbrojnych i nawykłych do użytku broni. Ta zmodernizowana koncepcja górali kłóci się oczywiście z fabułą sztuki, opartej na tym, że wobec energicznej postawy Krakowiaków, górale po prostu - tchórzą. Górale boją się nie tylko cudu studenta, nie tylko cepów i kłonic krakowskich, ale i baby, jako tako uzbrojone dałyby im radę. I to zostało. Jest w tym oczywista sprzeczność, ale aby jej uniknąć, musiałby się wyrzec Wasylewski kawałka tatrzańskiego folkloru, wyrzec się "zbójnickiego" i hardych piosenek góralskich - a tego widać było mu żal. Otóż, na mój gust, wolałbym się może raczej tego wyrzec. Folklor krakowski wystarczyłby tu za wszystko, a utrzymanie dawnego charakteru górali dałby sztuce więcej jednolitości". [55] Młody literat Emil Dziedzic napisał sprawozdanie, w którym chwalił autentyczność nowego opracowania: "Patrząc miało się wrażenie, jakby się naprawdę było w Mogile pod Krakowem, że się czuje zapach świeżo skoszonego żyta i plusk wody w Wiśle - jest niewątpliwie zasługą Stanisława Wasylewskiego, który świetnie podchwycić potrafił chłopską gwarę spod Krakowa". [56] Mimo zauważonego również - jak przez Boy'a - zbytniego przerysowania górali, Dziedzic stwierdza, że "całość jest bezsprzecznie imponująca". [57]

Stanisław Wasylewski za życia nie doczekał się kontynuacji swojej pracy scenicznej. Podjął się tego zadania jego współpracownik Bronisław Dąbrowski, który zaadaptował przedstawienie grane we Lwowie w 1941 roku. Powodem tej pracy było uczczenie jubileuszu 70-lecia istnienia Teatru im. Juliusza Słowackiego. Nowa inscenizacja "Krakowiaków i górali" została wystawiona 9 X 1963 r., 22 X 1963 r., 23 X 1966 r. Spektakl, ustylizowany na prymitywny teatr wiejski, grany przez mieszczan, znalazł uznanie w prasie. Walory tego widowiska przypomną oceny recenzentów: "Kiedy patrzymy na ten barwny korowód, rozśpiewany i roztańczony, mamy wrażenie, jakbyśmy się nagle znaleźli gdzieś na wiejskim weselu i uczestniczyli w malowniczym ceremoniale". [58] "Bronisław Dąbrowski (...) zbudował z pomocą Wasylewskiego i Wasilewskiej własnego chowu przedstawienie" [59] i dzięki nim odniósł sukces.





NOTA EDYTORSKA

Stanisław Wasylewski z powodu ciężkiej sytuacji materialnej wynikłej z niemożliwości publikowania swych prac i wykluczenia ze Związku Literatów Polskich, sprzedał w latach 1951 - 1953 Bibliotece Ossolineum zbiory z własnej kolekcji rękopisów oraz rodzinne papiery. Materiały te po opracowaniu utworzyły 27 jednostek inwentarzowych. Po śmierci żona - Stanisława Wasylewska - stała się propagatorką jego twórczości jako spadkobierczyni praw autorskich. W 1966 roku trafiła do Ossolineum druga partia rękopisów. Po śmierci wdowy w czerwcu 1965 roku zabezpieczeniem pozostałych po państwie Wasylewskich dokumentów zajęła się komisja złożona z przedstawicieli Wydziału Opieki Społecznej w Opolu pod kierownictwem pani kustosz - Jadwigi Biłgorajskiej.

Zdekompletowane rękopisy zostały przekazane, za zgodą przewodniczącego Miejskiej Rady Narodowej w Opolu, do Działu Rękopisów Ossolineum. Łącznie z tekstami nabytymi bezpośrednio od Wasylewskich zbiór jego liczy 86 jednostek w 95 tomach; podzielono go na dwa zasadnicze działy: rękopisy własne i papiery rodzinne, rękopisy pochodzenia kolekcjonerskiego. W pierwszym dziale wyodrębniono mniejsze zespoły: osobiste papiery, korespondencję, twórczość własną". [60] Do ostatniego zalicza się znana jedynie z bibliograficznych wzmianek, dokonana przez Stanisława Wasylewskiego przeróbka "Krakowiaków i górali" Wojciecha Bogusławskiego. Zmikrofilmowany rękopis o sygnaturze 14772/IIPol.1941 zawiera autograf, maszynopis, druk z ręcznymi poprawkami zamieszczonymi na 332 kartach o formacie 30x22cm i mniejszym.

Bibliografia


Strona główna